W 1935 roku do Brwinowa, gdzie w swym dworku osiadł malarz i pisarz Zygmunt Bartkiewicz, trafił Wojciech Żukrowski. Zostawię drogich czytelników z tym co o tej wizycie napisał ten ostatni:
„Koło stylowych bramek w Brwinowie chłodną bielą mży kwitnący, tarninowy żywopłot. Dom opleciony bluszczem, wtulony w drzewa drzemie w powietrzu pełnym nerwowych oklasków gołębich. Przedstawiam się. Wspominam, żem już kiedyś, jeszcze w kusych porteczkach, przynosił rybki do akwarium. Pokój jest niewielki zawieszony obrazami, makatami. Meble stylowe i wygodne.
Pan Bartkiewicz nabija fajkę i z uśmiechem na opalonej twarzy odpowiada na moje pytania:
- Wywiad? To chyba najtrudniejsze. Był kiedyś u mnie pewien młody literat z wywiadem i triumfalnie obwieścił takie rewelacje, że mam dobrą wódkę i kiełbasę z kapustą.
Więc rezygnując z wywiadu i zdaję rzecz na bystre flukta rozmowy, która kieruje się na wspomnienia szkolne.
- Czy pan był dobrym uczniem?
- Jak najgorszym. Byłem zakałą szkoły. Uczyłem się w Warszawie, w szkole realnej, coś sześć klas kończyłem w dwanaście lat. Zresztą i sprawowanie dopomogło. Miałem zdolności rysunkowe, więc rysowałem karykatury profesorów i wysyłałem „pocztą”, żeby się uciśnionym nie nudziło. Pamiętam, przyszedł kiedyś do klasy jeden laluś w kaloszach, kalosze to był wtedy szczyt elegancji, to mnie strasznie oburzyło, załapałem je i rżnę o ścianę. Nad katedrą zostały zabłocone ślady stóp. Skrzypiński, wychowawca, wchodzi i jasnowidząco woła: „A cóż to za idiota łaził w butach po ścianie, to na pewno Bartkiewicz”. Tak – mnie wtedy znali i moje kawały, że byli gotowi i w to uwierzyć”...
Ciąg dalszy nastąpi, gdy kolejna książka Zygmunta Batkiewicza, będzie gotowa do połknięcia przez komputery, tablety, smartfony czy kindle.
Jeśli przypadły Wam, drodzy czytelnicy, do gustu te dwa opowiadania z poprzedniego udostępnionego tu zbiorku, na pewno nie zawiedziecie się i tym, co znajduje się w niniejszym. Pisarstwo Bartkiewicza zmusza po prostu do żywych reakcji. Śmiechu z pierwszej nieporadnej miłości do nietypowej oblubienicy, współczucia z ciężkiego życia robotników, niesmaku z postawy utracjuszy, zachwytu nad przyrodą, która zyskała tak piękne opisy w kilku opowiadaniach... Krótko – to wspaniała panorama postaw ludzi żyjących na początku dwudziestego wieku w naszym pięknym, choć zniewolonym wtedy kraju. Z jednym wyjątkiem bardzo ciekawego opowiadania osadzonego w realiach XVII wieku pośród średniej szlachty.
Nie mam pojęcia czy cieszyć się, że nie wrzucili twórczości Bartkiewicza na listę lektur, czy smucić. Raczej to pierwsze, bo do dziś dnia nie mogę się przełamać by ponownie zawiesić oko na Nałkowskiej czy Dąbrowskiej...
Zbiór znajdziecie w formacie zip tutaj. Miłej lektury.
Stosunkowo niedawna premiera filmu Wojciecha Smarzowskiego „Wołyń” wywołała bardzo szeroki, i czego można się było spodziewać, różnorodny odzew. Część widzów, sądząc po komentarzach, sprawiała wrażenie, że nie miała pojęcia o ludobójstwie na Wołyniu i we wschodniej Małopolsce. Część była usatysfakcjonowana tym, że wreszcie ktoś odważył się nakręcić film, który pokazywałby choć część prawdy o tym, co spotkało kresowiaków pod koniec wojny. Znalazły się również grupy, które sprawiały wrażenie niespecjalnie zadowolonych wydarzeniami pokazanymi w ekranizacji Smarzowskiego. Pierwsza z tych grup żyje w przeświadczeniu, że największą tragedią jaka spotkała Polaków na wschodzie były egzekucje oficerów polskich w Katyniu, Ostaszkowie i Starobielsku, zaś druga... Jej należy poświęcić odrębny akapit. W lutym 2012 roku w Biesiadzie Teatralnej w Horyńcu-Zdroju wziął udział Teatr Nie Teraz Tomasza A. Żaka, wystawiając „Balladę o Wołyniu”. Spektakl autorstwa i w reżyserii Żaka został oparty na książ
Komentarze
Prześlij komentarz