Manufaktury Tyzenhauza, wielkie projekty Druckiego-Lubeckiego, Centralny Okręg Przemysłowy, Polska w budowie, Wielki Projekt Polska... Co łączy te „projekty”? Jedno. Leżały one w gestii rządu. Co taki rząd robił? Po pierwsze musiał na te wspaniałe „projekty” zgromadzić fundusze. W sytuacji idealnej wyglądałoby to tak, że wziąłby taki rząd pieniądze wydarte z kieszeni ludzi zamieszkujących terytorium kraju, a potem zlecił projekty infrastruktury drogowej, budynków, zakupił maszyny, materiały, zatrudnił specjalistów i pracowników, itd. Ale co się dzieje, gdy pieniędzy w skarbie brak? Albo, gdy dyrektor i kierownicy to koledzy królika... i zamiast troszczyć się o zarządzane fabryki i zatrudnionych tam pracowników, ci mają na uwadze ciężar jedynie swojej sakiewki?
Tak było w przeszłości i dzieje się obecnie. Książka, którą chciałem dziś przypomnieć opisuje sytuację, która miała miejsce w II RP. Nie opisuje ona mechanizmów, które wykorzystywał rząd aby wejść w posiadanie wybranych przedsiębiorstw budowanych przez swoich dotychczasowych właścicieli od zera. Nie opowiada, w jaki sposób fabrykę Plage i Laśkiewicz przejęło państwo dzięki Wielkiemu Kryzysowi i odpowiedniemu naciskowi państwowego banku, po czym uczyniło z niej Lubelską Fabrykę Samolotów. Bernadzikiewicz opisał jednak jak „wykwalifikowana” kadra zarządzała zakładami PZInż, czyli producenta sprzętu wojskowego, wytwarzając rowery i kłódki albo proces decyzyjny, który prowadził od zamówienia przez państwowe PKP (na podkłady), przez wyręb drzew w Lasach Państwowych do zakupu ściętego drzewa przez PKP i koniecznością przeznaczenia go do spalenia.
Sam Tadeusz Bernadzikiewicz mówił, że wcale nie jest przeciwnikiem etatyzmu, ale ta książka, jak inne jego publikacje ukazywały, że był zwolennikiem słów Józefa Mackiewicza: „Tylko prawda jest ciekawa”. Książkę można pobrać tutaj: Tadeusz Bernadzikiewicz: Przerosty etatyzmu
Stosunkowo niedawna premiera filmu Wojciecha Smarzowskiego „Wołyń” wywołała bardzo szeroki, i czego można się było spodziewać, różnorodny odzew. Część widzów, sądząc po komentarzach, sprawiała wrażenie, że nie miała pojęcia o ludobójstwie na Wołyniu i we wschodniej Małopolsce. Część była usatysfakcjonowana tym, że wreszcie ktoś odważył się nakręcić film, który pokazywałby choć część prawdy o tym, co spotkało kresowiaków pod koniec wojny. Znalazły się również grupy, które sprawiały wrażenie niespecjalnie zadowolonych wydarzeniami pokazanymi w ekranizacji Smarzowskiego. Pierwsza z tych grup żyje w przeświadczeniu, że największą tragedią jaka spotkała Polaków na wschodzie były egzekucje oficerów polskich w Katyniu, Ostaszkowie i Starobielsku, zaś druga... Jej należy poświęcić odrębny akapit. W lutym 2012 roku w Biesiadzie Teatralnej w Horyńcu-Zdroju wziął udział Teatr Nie Teraz Tomasza A. Żaka, wystawiając „Balladę o Wołyniu”. Spektakl autorstwa i w reżyserii Żaka został oparty na książ
Komentarze
Prześlij komentarz