Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z 2017

Gospodarka według Państwa

Manufaktury Tyzenhauza, wielkie projekty Druckiego-Lubeckiego, Centralny Okręg Przemysłowy, Polska w budowie, Wielki Projekt Polska... Co łączy te „projekty”? Jedno. Leżały one w gestii rządu. Co taki rząd robił? Po pierwsze musiał na te wspaniałe „projekty” zgromadzić fundusze. W sytuacji idealnej wyglądałoby to tak, że wziąłby taki rząd pieniądze wydarte z kieszeni ludzi zamieszkujących terytorium kraju, a potem zlecił projekty infrastruktury drogowej, budynków, zakupił maszyny, materiały, zatrudnił specjalistów i pracowników, itd. Ale co się dzieje, gdy pieniędzy w skarbie brak? Albo, gdy dyrektor i kierownicy to koledzy królika... i zamiast troszczyć się o zarządzane fabryki i zatrudnionych tam pracowników, ci mają na uwadze ciężar jedynie swojej sakiewki? Tak było w przeszłości i dzieje się obecnie. Książka, którą chciałem dziś przypomnieć opisuje sytuację, która miała miejsce w II RP. Nie opisuje ona mechanizmów, które wykorzystywał rząd aby wejść w posiadanie wybranych przedsię

O fałszywej historii...

„Dziwna też to zaiste rzecz, jak nasi tak zwani gorący patrioci mało ufają narodowi swojemu, jak mało jego zasobom przeszłości, jego cywilizacyjnemu znaczeniu, jak ciągle wołają: Krzycz i demonstruj, żeś Polak, bo przestaniesz być Polakiem! Daremnie mieliśmy dla nich dziewięć wieków historii, daremnie posunęliśmy dla nich cywilizację europejską poza Dniepr i Dźwinę, daremnie zdobyliśmy się na poczesny jednak zastęp mężów stanu i wodzów, uczonych i poetów, daremno mieliśmy kilka kroci drukowanych książek i daremnie mamy między milionami ludności czysto polskiej, ów krociowy zastęp tych, którzy mniej lub więcej znając ją, przyznają się do tej przeszłości. Daremnie dla nich, z ludu emancypacją zastęp ten się powiększa. Oni nie przestają mówić o zgubie narodu, jeśli ten zastęp obejmując spuściznę przeszłości, myślałby i czuł odmiennie od przepisanej przez nich rutyny. Co do nas, nie podzielamy tych obaw, a chociaż położenie nasze cięższe niż kiedykolwiek, kiedy eksterminacja więcej niż kie

Szyderstwem i ironią w naturę ludzką

Czytając tę książkę miałem momenty zawahania. Może nawet zawstydzenia. Z jednej strony osadził, we wszystkich właściwie opowiadaniach, Orkan jako swoich bohaterów ludzi, którzy początkowo nie wiedzą w jaki sposób działa świat, z drugiej bezdusznie z nich kpi. Czasem mną wstrząsało. Bo jak tak można? Wrzucać bohaterów, z którymi czytelnicy zawrą znajomość w świat, który składa się z samych kanalii... i przyrody. Sądziłem, że tak bardzo Orkanowi świat dogryzł, iż ten nie zostawił na nim suchej nitki. Wszędzie kanalie, oszuści, złodzieje, cwaniaki i głupcy! Normalnie proza życia... Ponoć tak mocno odcisnęła swój ślad na twórcy rewolucja w Rosji. Sam o tym mówił wydawcy tomu, który wziąłem za podstawę do zrobienia wersji cyfrowej, Stanisławowi Pigoniowi. Sądzę jednak, że to tylko część prawdy. Z życiorysu pisarza wyłania się wstrząsający obraz. I gdyby się nad nim zastanowić chwileczkę, to przestaje dziwić, że w tych kilku nowelach wyładował się bez hamulców. Niemniej, moja widać czarna

Co Ty wiesz o Rosji?

Tym razem zacznę od cytatu: „Naród rosyjski posiada silne poczucie patriotyzmu, które, odznaczając się intensywnością w natężeniu, uderza jednak swoim wąskim charakterem, zastosowanym całkowicie do budowy dzisiejszego państwa. Rosjanie akceptują zaborczą politykę rządu, przejmują się państwowym interesem, gotowi są ponosić ofiary, gdy rząd ich zażąda, ale sami niezdolni są do prowadzenia akcji, mającej cele narodowe na oku, inaczej, jak w sposób państwowy. O ile więc rząd, czy to w polityce zagranicznej, czy w wewnętrznej względem kresów spełnia należycie swe zadanie, wszelkie ruchy w rodzaju hakatyzmu byłyby zbyteczne, o ile zaś opinia znalazłaby działania rządu mało energicznymi, to usiłowałaby oddziałać na niego, ale i w tym razie nie zastępować jego akcji działalnością bezpośrednią społeczeństwa. Dlatego to tak często słyszeć można, że, w przeciwieństwie do Prusaków, Rosjanie nie popierają akcji antypolskiej swojego rządu. Rzeczywiście popierają i oni, lecz w sposób sobie właściwy

Czy możemy nazywać siebie nowoczesnymi Polakami?

To bardzo trudne pytanie. Czy nowoczesność wiąże się z obecnością na „Klątwie” i wyrażaniu się o tym przedstawieniu w nader pochlebnych słowach? Z udziałem w Manifach? Popieraniem aborcji myślą i czynem? A może raczej nowoczesny Polak bierze udział w Marszu Niepodległości? Chodzi w koszulce z żołnierzami wyklętymi? Uczęszcza co niedzielę do kościoła aby wziąć udział w mszy? Każdy odpowie na to pytanie inaczej. Zależy po której stronie barykady znajduje się jego umysł i serce. Oczywiście zamieszkują nasz piękny kraj również tacy, którzy mimo legitymowania się obywatelstwem polskim, będą na Polskę pluć, zaś Polaków lżyć i wyśmiewać. Takich nowoczesnymi Polakami nie nazwiemy... Ponad wiek temu, gdy Polski nie było na mapach świata, Roman Dmowski napisał „Myśli nowoczesnego Polaka”. To bardzo ciekawa lektura. Poniżej przytaczam przedmowę do pierwszego wydania pióra samego autora: „Książka ta w przeważnej części drukowana była w „Przeglądzie Wszechpolskim”, gdzie ukazała się w szeregu a

Pięknie i strasznie było drzewiej

To była chyba czwarta, albo piąta klasa podstawówki, gdy zacny Mikołaj przyniósł mi pod choinkę książkę Tytusa Karpowicza „Księga puszczy”. Nie wiedziałem co mnie czeka. W pierwszym momencie bardzo się ucieszyłem. Znowu poczytam o przygodach Mowgi'ego... Po chwili... Stop! Jakiś Karpowicz? Co to jest? Ani słowa o Riki, tiki, tawi? (dobrze pamiętam imię tego pogromcy węży?) Ale nie ma rady. Biblioteki w święta zamknięte! Po kilkunastu stronach musieli mi przypomnieć o tym, że trzeba czasem spać. Dziki, lisy i jelenie podbiły mnie całkowicie. Dopiero kilka lat później wpadły w moje ręce książki Curwooda i... znowu Karpowicz, i Fiedler... Do wczoraj sądziłem, że nic nie pobije tamtych opowieści. Tymczasem kaprysem losu przeczytałem wspominki lwowskiego wydawcy, który przypomniał atmosferę początku XX wieku panującą w tym staropolskim mieście. I ludzi, których miał przyjemność znać. Najznamienitszych literatów tamtego okresu... A najlepszym z nich miał być Władysław Orkan. Bijąc si

Jak to było z Litwakami?

Ciekawymi drogami nasz świat podąża. Taka na ten przykład Unia Europejska trąbi na cały głos o demokracji, prawach człowieka i obronie wolnego słowa. Gdy zaś przychodzi taki Korwin-Mikke i mówi, że badania statystyczne mówią, że kobiety są średnio słabsze fizycznie od mężczyzn, kobiety są średnio niższe od mężczyzn i kobiety są średnio mniej inteligentne od mężczyzn, to wtedy okazuje się, że te wszystkie szczytne hasła, są tyle warte, co papier na którym je zapisano. Żeby nie było niejasności. Gdybym postawił obok siebie taką mityczną średnią kobietę, okazałoby się, że jest ode mnie niższa (mam 193 cm), ładniejsza (sierść na pysku urody mi nie dodaje!), jest ode mnie słabsza fizycznie (nie tak dawno chodziłem ze stówką na barkach), lepiej gotuje (choć znam takie, których potraw więcej do otworu gębowego nie wetknę). Nie mam pojęcia co do inteligencji, ale to jest mało ważne... Nie mam wątpliwości co do pamięci. Mam gorszą! Wszystkie jednak badania statystyczne nie zdają się psu na bud

Zygmunt Bartkiewicz: Pierwszy grzech

W 1935 roku do Brwinowa, gdzie w swym dworku osiadł malarz i pisarz Zygmunt Bartkiewicz, trafił Wojciech Żukrowski. Zostawię drogich czytelników z tym co o tej wizycie napisał ten ostatni: „Koło stylowych bramek w Brwinowie chłodną bielą mży kwitnący, tarninowy żywopłot. Dom opleciony bluszczem, wtulony w drzewa drzemie w powietrzu pełnym nerwowych oklasków gołębich. Przedstawiam się. Wspominam, żem już kiedyś, jeszcze w kusych porteczkach, przynosił rybki do akwarium. Pokój jest niewielki zawieszony obrazami, makatami. Meble stylowe i wygodne. Pan Bartkiewicz nabija fajkę i z uśmiechem na opalonej twarzy odpowiada na moje pytania: - Wywiad? To chyba najtrudniejsze. Był kiedyś u mnie pewien młody literat z wywiadem i triumfalnie obwieścił takie rewelacje, że mam dobrą wódkę i kiełbasę z kapustą. Więc rezygnując z wywiadu i zdaję rzecz na bystre flukta rozmowy, która kieruje się na wspomnienia szkolne. - Czy pan był dobrym uczniem? - Jak najgorszym. Byłem zakałą szkoły. Uczyłem

Kwestia ukraińska

Stosunkowo niedawna premiera filmu Wojciecha Smarzowskiego „Wołyń” wywołała bardzo szeroki, i czego można się było spodziewać, różnorodny odzew. Część widzów, sądząc po komentarzach, sprawiała wrażenie, że nie miała pojęcia o ludobójstwie na Wołyniu i we wschodniej Małopolsce. Część była usatysfakcjonowana tym, że wreszcie ktoś odważył się nakręcić film, który pokazywałby choć część prawdy o tym, co spotkało kresowiaków pod koniec wojny. Znalazły się również grupy, które sprawiały wrażenie niespecjalnie zadowolonych wydarzeniami pokazanymi w ekranizacji Smarzowskiego. Pierwsza z tych grup żyje w przeświadczeniu, że największą tragedią jaka spotkała Polaków na wschodzie były egzekucje oficerów polskich w Katyniu, Ostaszkowie i Starobielsku, zaś druga... Jej należy poświęcić odrębny akapit. W lutym 2012 roku w Biesiadzie Teatralnej w Horyńcu-Zdroju wziął udział Teatr Nie Teraz Tomasza A. Żaka, wystawiając „Balladę o Wołyniu”. Spektakl autorstwa i w reżyserii Żaka został oparty na książ

Zygmunt Bartkiewicz: U krwawej strugi

Gdyby nie nietypowe hobby, nigdy bym się nie zainteresował Zygmuntem Bartkiewiczem. Poddając się zatem hobby, czyli czytaniu międzywojennej prasy, co jakiś czas natykałem się na to nazwisko. W końcu w jednym z numerów tygodnika „Prosto z mostu” trafiłem na wywiad, który z tym pisarzem i malarzem przeprowadził Wojciech Żukrowski. Krótko mówiąc bardzo mnie zaintrygował Zygmunt Bartkiewicz. Kolejny traf chciał, że pierwszym tekstem artysty, który przeczytałem był „U krwawej strugi”. Opowiadanie wstrząsnęło mną podwójnie. Raz, bo takie mistrzostwo słowa prezentuje. Dwa, jego tematyka. Umiejscowiono je w wojennym czasie. Domyślamy się, że to pierwsza z wielkich. Trafiamy do szpitala polowego i... Chcąc, nie chcą chłoniemy dzięki mistrzostwu języka atmosferę wypełnioną cierpieniem i chwilami wytchnienia. W szpitalu leżą rosyjscy żołnierze. Pieczę nad nimi sprawuje dwoje sanitariuszy. Rannych przybywa. Powietrze niesie dźwięki bitwy... Mała próbka: „Zaledwie ośliznął się blaskiem po daleki

Stanisław Głąbiński: Rządy sanacji w Polsce

Generał Zagórski i generał Rozwadowski to chyba najbardziej znane i zasłużone dla Polski osoby, których śmierć została spowodowana osobistą niechęcią marszałka Piłsudskiego. Do tego więzienie i szykany Wojciecha Korfantego i Wincentego Witosa, bez których przynajmniej kształt granic II RP mógłby być inny, a nawet Polska mogłaby stać się kolejna republiką Rad. Zdają sobie z tego sprawę wszyscy zainteresowani historią okresu międzywojennego, choć w umysłach znacznej części spośród nich prawda ukształtowała się zgoła inaczej. Mam przed sobą książkę, a właściwie broszurkę napisaną przez Stanisława Głąbińskiego, związanego z ruchem narodowym, zatytułowaną „Rządy Sanacji w Polsce (1926 – 1939). Krótka to lektura ale nad wyraz ciekawa. Wprawdzie wydawałoby się, że Sławomir Suchodolski nie wstrzymywał swego pióra pisząc w jaki sposób sanacja budowała w Polsce socjalizm, ale była to właściwie „bajka dla grzecznych dzieci”. Stanisław Głąbiński był z racji pełnionych funkcji, świadkiem poczynań